KONCERTY

Curly Heads – Made in Polska – Łódź – klub Wytwórnia

Gdyby Hans Christian Andersen żył i tworzył w XXI wieku, historia Curly Heads mogłaby być całkiem trafną inspiracją dla powstania bajki o Brzydkim Kaczątku. Kiedy zespół po raz pierwszy stanął przed telewizyjnymi kamerami spotkał się ze srogim ostracyzmem ze strony jurorów talent show. Ci, doceniając niezwykły głos Dawida Podsiadły, chcieli przepuścić go dalej kosztem reszty muzyków. Wtedy wygrała przyjaźń i lojalność wokalisty wobec kędzierzawych głów. Reszta jest historią.

Historią nie byle jaką, bo traktującą o prawdziwym fenomenie – maturzyście, który zamienił status gwiazdy talent show na muzyka niepodległego. Niecodziennie spotyka się dojrzałość artystyczną w wieku 19 lat oraz ambicję, która ustanawia wysoki próg wymagań wobec słuchaczy. Osiągnięcia solowe Dawida są na tyle istotne, że pewnie tekst ten nie powstałby, gdyby nie sukces płyty „Comfort and Happiness”. Medialność Podsiadły pozwoliła na powrót do korzeni. Dodała Curly Heads skrzydeł i przeobraziła garażowy band w jeden z najbardziej obiecujących polskich zespołów rockowych. Świetnie przyjęty debiutancki album „Ruby Dress Skinny Dog” pozwolił na gwałtowny przeskok z małych, aromatyzowanych piwem pubów do największych klubowych i festiwalowych scen naszego kraju.


Każdy kolejny koncert Curly Heads potwierdza, że sukces i uśmiech losu zawsze okupione są pracą i litrami wylanego potu. 22 czerwca panowie zapisali się w jakości HD jako jedni z najlepszych przedstawicieli polskiej sceny muzycznej. Wszystko za sprawą cyklu „Made in Polska”, realizowanego przez TVP, która zawitała do łódzkiej Wytwórni, żeby zarejestrować chłopaków w warunkach bojowych. Słowo to nie znalazło się tutaj przypadkiem, ponieważ energia i agresja Curly Heads zamieniła klubową scenę w prawdziwe pole walki. Tego wieczoru chłopaki, zamiast cukierkowej konferansjerki, zajęli się tym, co robią najlepiej. Ich występ był pokazem siły, witalności i młodzieńczej pasji. Rockowy chaos, jak ten na „Reconcile”, przeplatał się z emocjonalnością i technicznym graniem w punkt. Czy durowo, czy molowo („M.A.B.”), za każdym razem chłopaki posługiwali się zegarmistrzowską precyzją i wkładali w autorskie utwory mnóstwo serca.


Zerkające ze wszystkich stron kamery mogły być przeszkodą dla publiczności, zasłaniając co jakiś czas widok tym w pierwszych rzędach, lecz na pewno nie sparaliżowały samego zespołu. Curly Heads poradzili sobie z presją i przy bajecznym nagłośnieniu, grze świateł i telewizyjnej oprawie zaprezentowali się w swoim najlepszym muzycznym garniturze. Nie będzie ujmą, że na bisie trzeba było dograć kilka zagranych już wcześniej utworów, że „Love Again” powtórzono dwukrotnie, bo Oskarowi upadła gitara i całkowicie się rozstroiła. Zespół wpasował się w sztywne ramy rejestrowanego występu na żywo nie tracąc ani na chwilę polotu i scenicznej werwy.


Koncert Curly Heads z cyklu „Made in Polska” to klasyczna sytuacja typu win-win. Zwyciężył zespół, nasycona publiczność, wypełniony po brzegi klub. Wydaje mi się jednak, że najistotniejszym wygranym jest w tej sytuacji rodzimy przemysł muzyczny. Przy wykorzystaniu mediów, wysokiej jakości brzmienia alternatywne przekształcane są w mainstream, którym możemy się chwalić nie tylko w obrębie granic naszego kraju. Brzydkie, kędzierzawe kaczątko zamieniło się w pięknego łabędzia polskiej popkultury.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *