RECENZJE

Archive – Restriction

Nazwanie dziesiątej studyjnej odsłony Archive „ograniczeniem” było działaniem mającym na celu wzbudzenie uczucia głębokiego niepokoju wśród najwierniejszych słuchaczy, lecz na pewno nie możemy tu mówić o adekwatności tego określenia do zawartości płyty. Przecież brytyjska formacja od lat przyzwyczaja do tego, że nie chodzi na skróty i nie poddaje się ogólno panującym schematom. Wyspiarze z każdym kolejnym albumem przekraczają wielokrotnie już przekroczony muzyczny Rubikon, stawiając wysoki próg wymagań nie tylko w stosunku do swoich świeżych kompozycji, ale także rzucając wyzwanie niemałym oczekiwaniom ze strony odbiorców ich twórczości. I zrobili to już po raz dziesiąty. „Restriction” to płyta enigmatyczna, posiadająca bogate walory brzmieniowe, utwory ocierające się o multigatunkowość, często zmienną temperaturę, nastrój oraz dynamikę.


Powiecie w tym miejscu, że wszystko, o czym pisałem w poprzednim zdaniu to przecież normalka u Archive. Gwarantuję, że szybko zmienicie opinię już po pierwszym odsłuchu, choć z płytą najbezpieczniej będzie oswajać się na kilka razy. Otwierający „Feel It” wprowadza w narkotykowy trans podobny do tego w wydaniu U2 na albumie „Pop”. Wchodzący gwałtownie gitarowy motyw w stylu ska i przesterowany, typowy dla brit rocka wokal to pierwszy dowód na przełamywanie barier przez Brytyjczyków. Tytułowy „Restriction” w dużej mierze opiera się na powtarzalności lirycznej frazy i faktycznie jest skromnie opakowany w formie kompozycyjnej. Popowo-balladowy wokal Marii Q na „End Of Our Days” ciekawie miesza się z filmowym syntezatorowym aranżem. Całości utworu dopełniają rozmarzone anielskie chórki.

Im dalej w las, tym więcej grzybów. Głównie tych, których posiadanie w Polsce jest zakazane prawnie. Do realnej hipnozy doprowadzić może nostalgiczny, trochę w klimatach Radiohead „Third Quarter Storm”, zwłaszcza fragment zabawy lewym i prawym kanałem, przez które naprzemiennie przelewają się syntezatorowe arpeggia. O tym, że Archive od jakiegoś czasu czerpią pełnymi garściami z nowinek elektronicznych świadczą gęsto samplowany „Ride In Squares”, czy minorowy „Black And Blue” ze znów bezbłędnym wokalem Marii Q. Na płycie znajdują się także utwory wybudzające z trochę sielankowego, a trochę niepokojącego letargu. W tej roli doskonale sprawdza się „Crushed”, gdzie instrumenty perkusyjne i dobrze znane męskie wokale w harmoniach napędzają szybkie, choć jednostajne tempo kompozycji. Zamykający dziesiąte wydawnictwo „Ladders” rozkręca się z minuty na minutę i chyba nie do końca sprawdza się jako epilog albumu, skoro po jego finalnych taktach pozostaje spore uczucie niedosytu.


„Restriction” to bez wątpienia płyta, która choć wydana na początku 2015, będzie jedną z istotnych propozycji przy głosowaniu na album roku. Archive wciąż potrafią oczarować dźwiękiem, doprowadzać do wzruszeń, skrajnego niepokoju lub uczucia totalnego odprężenia. Z wielkimi nadziejami pozostaje czekać do tegorocznych koncertów formacji w naszym kraju. Grany na żywo materiał z nowego krążka tuż obok największych hitów zespołu będzie doskonałą okazją do doświadczenia muzycznej magii w świecie realnym. Jeśli „Restriction” to faktycznie płyta ograniczona, życzę każdemu wykonawcy brzmień alternatywnych podobnych twórczych barier.