O młodym wokaliście z Dąbrowy Górniczej powiedziano już całkiem sporo i nadal jest o nim głośno. Ale nic w tym dziwnego, skoro jego debiutancki album pt. “Comfort and Happiness” od momentu wydania (28 maja 2013) potrzebował zaledwie tygodnia, aby znaleźć się na 1. miejscu wg zestawienia OLiS i uzyskać status platynowej płyty. Niezwykły talent, odkrycie roku, głos, który wywołuje dreszcze; te oraz inne określenia, które padają wielokrotnie pod adresem Dawida Podsiadły ma zweryfikować trwająca obecnie trasa koncertowa po naszym kraju. Jednym z występów piosenkarza był zaplanowany na 12 lipca koncert w łódzkiej Scenografii, któremu postanowiłem się przyjrzeć.
Na pierwszy rzut oka można było zaobserwować ogromne zainteresowanie koncertem Dawida. W kasach brakowało biletów już na tydzień przed wydarzeniem, a zdesperowani fani na próżno poszukiwali na facebooku chętnych do odstąpienia wejściówek. Zacząłem zastanawiać się, w jaki sposób Scenografia, która jest średnim pod względem wielkości klubem, zamierza pomieścić wszystkich tych, którzy chcieli usłyszeć Podsiadłę. Odpowiedź uzyskałem tuż po dotarciu na miejsce w dniu koncertu. Stoliki zwykle znajdujące się blisko sceny zostały usunięte, tworząc dość sporą płytę dla publiczności. Tuż po godzinie 19-ej klub zaczął wypełniać się fanami, a raczej fankami, bowiem tego dnia płeć żeńska zdecydowanie przeważała wśród wszystkich przybyłych.
Wreszcie, parę minut po 20-ej pogasły wszystkie światła, scenę spowił niebieski półmrok, po czym pojawili się na niej członkowie zespołu w składzie: Daniel Walczak (gitara), Wojciech Król (bas), Michał Sęk (instrumenty klawiszowe), Aleksander Świerkot (gitara), Piotr Jabłoński (perkusja). Wraz z wejściem Dawida na scenę koncert rozpoczął się utworem “Jump”. Nie znalazł się on na debiutanckiej płycie wokalisty, jednak pod względem stylistycznym oraz brzmieniowym nie odbiega znacząco od materiału, który został zarejestrowany na “Comfort and Happiness”. Po wspaniałym wykonaniu nastąpił ogromny aplauz ze strony publiczności, co miało powtórzyć się w sumie 14 razy. Tyle bowiem utworów usłyszeliśmy tego wieczoru. Sam Podsiadło nie brał chyba jeszcze lekcji z bycia frontmanem. Dość nieśmiało, za to spontanicznie i urokliwie przywitał się z łódzką publicznością (Hej! Witamy was! Jak tam?). Następnie wybrzmiały charakterystyczne dzwoneczki wprowadzające do utworu “Trójkąty i kwadraty”. Cała Scenografia wtórowała Dawidowi śpiewając nie tylko refren, ale popisując się całkiem niezłą znajomością tekstu w zwrotkach.
Nie dziwi, że zdecydowana większość piosenek wykonanych tego dnia, to utwory ze świeżo wydanego albumu. Pomimo niemrawego kontaktu z publiką, czuć u Dawida niezwykłą pewność oraz dojrzałość w głosie. Nie robiło różnicy, czy śpiewał po polsku, czy po angielsku. W obydwu językach wokalista odnajduje się bezbłędnie. Byłem mile zaskoczony widząc, że Podsiadło zrezygnował z odtwarzania coverów, które śpiewał na żywo będąc jeszcze uczestnikiem programu X Factor. W ten sposób pokazuje, że nie chce budować swojej kariery jako gwiazdka talent show, lecz jako pełnowartościowy artysta, który ma coś do przekazania swoim słuchaczom.
Jednym z najbardziej magicznych momentów tego wieczoru było akustyczne wykonanie pięknej, balladowej kompozycji “And I”. Dreszcze przechodziły przez ciało słysząc Dawida oraz kilkusetosobową publiczność, która chórem zaśpiewała refren. Podobnie było na o wiele żywszym, pobudzającym numerze “No”. Wokalista zachęcał do rytmicznego klaskania, a nawet do tańczenia. Widać było jak z utworu na utwór Podsiadło nabiera coraz większej pewności siebie jeśli chodzi o kontakt z publicznością. Porozmawiał nawet krótko z jedną z fanek i pogratulował jej dostania się na wymarzone studia. W dalszej części koncertu usłyszeliśmy niepublikowany nigdzie utwór “T.E.A.”. Cieszy fakt, że piosenkarz posiada kolejne, bogate zarówno muzycznie jak i tekstowo pomysły, które być może przeobrażą się w przyszłości w drugą płytę.
Trzy ostatnie utwory, tj. “I’m Searching”, “Elephant” oraz “Nieznajomy” były zdecydowanym popisem instrumentalnym. Każda kompozycja przechodziła płynnie w następną. Muzycy występujący z Dawidem na scenie pokazali pełen wachlarz swoich umiejętności. Sekcja rytmiczna (Wojciech Król oraz Piotr Jabłoński) swoim zgraniem tworzyła solidny fundament pod bogate brzmienia gitarowe oraz elektroniczne. Blisko 14 minut nieprzerwanej muzyki zakończyły koncert w łódzkiej Scenografii. Podsiadło przedstawił zespół, a następnie panowie zeszli ze sceny. W międzyczasie udało mi się szybko zerknąć na setlistę. Stąd wiedziałem, że muzycy na bis planują powtórnie zagrać “No” oraz “Trójkąty i kwadraty”, a raczej “S&T”, bo taki tytuł nosi angielska wersja tej piosenki. I znowu miłe zaskoczenie. Druga kompozycja została wykonana w niższej tonacji, z ostrym, rockowym pazurem. Po szalonym aplauzie publiczności panowie ukłonili sięi powtórnie opuścili scenę. Pomyślałem, że tym razem to koniec koncertu, jednak myliłem się. Napełniony energią fanów zespół powrócił, by na życzenie jeszcze raz wykonać “Trójkąty i kwadraty”, tym razem w wersji polskiej.
Kilka godzin po występie w Łodzi, Dawid Podsiadło napisał krótki, lecz emocjonalny tekst na facebooku o przebiegającej trasie koncertowej. Dowiedziałem się z niego, że nie tylko łódzka publiczność bawiła się tak entuzjastycznie w trakcie występu. Z podobnymi reakcjami piosenkarz spotyka się bowiem podczas każdego koncertu. Wyprzedane bilety, żywiołowi fani, sukces płyty na polskim rynku muzycznym – trudno o lepsze prognozy na przyszłość dla młodego wokalisty. Jest pocieszenie dla tych, którzy nie załapali się na lipcowy występ Podsiadły w Scenografii. Jesienią piosenkarz ma ponownie odwiedzić Łódź. Oby w tak doskonałej formie, jaką prezentuje obecnie.