KONCERTY

Kasia Nosowska – Łódź – klub Wytwórnia

W ciągu 17 lat swojej działalności Katarzyna Nosowska wydała sześć studyjnych albumów, które ozdobiły półki wokalistki dwoma złotymi i trzema platynowymi płytami. Do tych znaczących osiągnięć możemy dodać oczywiście wiele gościnnych wystąpień w utworach innych wykonawców i co najważniejsze, setki zagranych koncertów. Wydaje się więc, że pomimo iż liczby 17 i 2013 nie są okrągłe, ani jubileuszowe, jest to dobry czas podsumowań dotychczasowego dorobku artystki. 9 listopada, w ramach jesiennej trasy koncertowej o informatycznie zabarwionej nazwie „nosowska.zip”, szczecińska piosenkarka odwiedziła
łódzki klub Wytwórnia, by zagrać jeden z ponad dziesięciu zaplanowanych występów w naszym kraju.

Przyzwyczajony do niespodzianek, jakie zwykle serwuje Nosowska na scenie, naturalnie oczekiwałem czegoś, co być może nie będzie szokować, lecz na pewno miło zaskoczy. Mogę stwierdzić, że pierwszą z nich zaserwowałem sobie sam, nie sprawdzając przed przybyciem do Wytwórni, kto będzie pełnił tego dnia rolę supportu. Otóż, na scenie pojawił się artysta, który grając jako główna gwiazda wieczoru, mógłby spokojnie zapełnić łódzki klub swoimi fanami. Mowa oczywiście o Krzysztofie Zalewskim, lub jak kto woli, Zalefie. Ci, którzy pamiętają stare czasy programu „Idol” na Polsacie, nie przejdą obok tego nazwiska obojętnie. Laureat drugiej edycji tego właśnie talent show nie raz już współpracował z Nosowską. Nic więc dziwnego, że to właśnie on wraz z dwoma zaprzyjaźnionymi muzykami zagościł tego dnia w Wytwórni. Artysta zaprezentował bardzo dużą ilość świeżego materiału z najnowszej płyty „Zelig”, która 12 listopada br. ukazała się na półkach sklepowych. Po tym, co usłyszałem, doszedłem do wniosku, że oto mamy do czynienia z człowiekiem, który już dawno temu powinien zostać dostrzeżony i promowany przez polski przemysł muzyczny. Za sprawą przede wszystkim niesamowitych umiejętności wokalnych, piosenkarz rozbujał łódzką publiczność, która prawdopodobnie znajdzie się na oficjalnym wideoklipie do utworu „Jaśniej”. A to dlatego, że rytmiczne oklaski zostały zarejestrowane w trakcie wykonywania owej kompozycji. Szkoda jedynie, że Zalewski wraz z zespołem nie zagrali w pełnym składzie, przez co wokalista miał podczas występu więcej roboty (nieobecnemu gitarzyście składam gratulacje z okazji nowonarodzonego dziecka). Gratulacje należą się także Nosowskiej za wybitnie trafiony dobór supportu na swoją jesienną trasę.


Kilkanaście minut po tym, jak trio Zalewskiego zeszło ze sceny, pojawili się na niej radośni muzycy głównej gwiazdy wieczoru. Sama Nosowska chętnie zaczęła dzielić się z przybyłymi swoim dobrym humorem, rozpoczynając koncert pierwszymi wersami utworu „Milena”. W tym momencie należy odnieść się do nazwy listopadowej trasy wokalistki, gdyż jest ona istotna przy opisywaniu kolejności piosenek, które tego dnia mogliśmy usłyszeć w Wytwórni. „Nosowska.zip” to zbiór najbardziej znanych i zarazem najważniejszych kompozycji w dorobku artystki. Zachowana została także chronologia ich wykonywania. Koncert okazał się trafnym przekrojem dotychczasowej kariery solowej Nosowskiej od najstarszych do najświeższych piosenek. Wśród utworów, od których wokalistka zaczynała swoją muzyczną działalność usłyszeliśmy m.in. „Pani Pasztetowa”, „Tfu”, czy „Przebijśnieg”. I choć piosenkarka nigdy nie była dobra w konferansjerce, o czym sama często przypomina w trakcie swoich koncertów, publiczności zgromadzonej w Wytwórni ten fakt absolutnie nie przeszkadzał w dobrej zabawie. Jeden z panów stojących pod sceną pokusił się nawet o bardzo energiczne pląsy, jakby gościł kilka przecznic dalej na jednej z łódzkich dyskotek.


W drugiej części koncertu zabrzmiały kompozycje z albumów „Sushi” oraz „UniSexBlues”. Nosowska prezentowała przez większą część występu swój znak firmowy, czyli nieruchome stanie przed mikrofonem. Był to jednak jedyny element pozbawiony dynamizmu tego wieczoru. Charakterystyczny, rozpoznawalny głos jednej z najsłynniejszych piosenkarek w naszym kraju, w utworach takich jak „Tfu”, „Przebijśnieg” albo „Poli D.N.O.” brzmiał o wiele efektowniej niż na nagraniach studyjnych. Wreszcie doczekaliśmy się muzycznych interpretacji tekstów Agnieszki Osieckiej. Był to zdecydowanie najbardziej liryczny moment koncertu Nosowskiej w Łodzi, głównie za sprawą „Na całych jeziorach ty” oraz „Kto tam u ciebie jest?”. Kolejną, miłą niespodzianką (czyli czymś, co wg mnie zawsze podnosi wartość koncertu) był cover jednego z hitów Davida Bowiego – „Let’s Dance”. W spokojniejszym, bardziej wyważonym tonie, utwór ten zabrzmiał bardzo po „nosowsku”. Repertuar tego wieczoru zamknął się na „UniSexBlues”, po czym artystka przedstawiła zespół i przy ogromnym aplauzie publiczności zeszła ze sceny łódzkiej Wytwórni. Uchwyciwszy przed występem setlistę wiedziałem, czego można było się spodziewać na bis. Okazało się, że muzycy wraz z Nosowską przygotowali medley składający się z utworów „Nerwy i wiktoriańscy lekarze”, „Polska”, „Jeśli wiesz co chcę powiedzieć…”, „Makro” oraz „Karatetyka”. I po raz kolejny niespodzianka. Do zespołu dołączył Krzysztof Zalewski, który bezbłędnie śpiewał chórki i refren na jednej z bisowych kompozycji. Na tym impreza w Wytwórni zakończyła się.


Dokładnie 25 kompozycji podsumowało 17 lat solowej kariery Katarzyny Nosowskiej. Jej najbardziej zagorzali fani dostali dokładnie to, czego chcieli. Jak zauważyła sama wokalistka, bardzo cieszy fakt, że po tylu latach ludzie nadal chętnie wypełniają sale koncertowe, by usłyszeć zarówno to, co dobrze znane, jak i to, co po dłuższym okresie czasu mogło odejść w zapomnienie. Cieszy także wciąż doskonała forma głosu Nosowskiej, który jeśli nie już, to kiedyś na pewno wpisze się złotymi zgłoskami do historii polskiej muzyki rozrywkowej. I chyba w poprzednim zdaniu ciężko doszukiwać się przesady. Twórczość Katarzyny Nosowskiej to dowód na to, że pojęcie suwerenności muzycznej nadal istnieje i ma się dobrze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *