RECENZJE

Kings Of Leon – Mechanical Bull

Wielu zespołom, które od lat cieszą ucho słuchacza, można by zarzucić, że po jednym udanym albumie przychodzi kolejny, już nie tak dobry. Za główną przyczynę niepowodzenia często uznaje się brak świeżości, czy pomysłów, które po zrealizowaniu w studiu nagraniowym nie dają wymiernych efektów. Tymczasem, muzyczna czwórka z rodziny Followillów zdaje się być absolutnym zaprzeczeniem tego, że im więcej wydanych płyt na koncie, tym większe wypalenie zespołu. Szósty studyjny album Kings of Leon zatytułowany “Mechanical Bull” jest nie tylko potwierdzeniem muzycznej dojrzałości kapeli z Tennessee, ale także gwarancją stylu, który, rozpoznawalny już od 1999r., pomógł nieznanym jeszcze wtedy nieśmiałym chłopakom z południa Stanów Zjednoczonych zdobyć muzyczne szczyty.

Pierwsze dźwięki w radiowym “Supersoaker”, utworze otwierającym album, utwierdzają w przekonaniu, że bracia z Nashville podążają właściwą drogą. Mamy tu wszystko, czego można oczekiwać po Kingsach: prostotę, a zarazem harmoniczność gitar, idealnie uzupełniającą całość linię basową, dynamiczne nabijanie rytmu przez Nathana, wreszcie zawodzący, rasowy wokal Caleba. I choć nie jest to kompozycja na miarę “Sex On Fire”, czy “Use Somebody”, łatwo można sobie wyobrazić energię z niej płynącą podczas występów w największych halach koncertowych na świecie. Kolejne kawałki na płycie to pokaz siły Followillów oraz zapowiedź powrotu do korzeni. “Rock City” i “Beautiful War” przywołują ducha nagrań z debiutanckiego krążka Kings of Leon pt. “Youth & Young Manhood”. Panowie wykonują głęboki ukłon w stronę swoich najwierniejszych fanów dając im to od czego kiedyś zaczynali swoją muzyczną karierę. Prawdziwym killerem w najnowszym dorobku KoL jest “Don’t Matter”. Kompozycja opierająca się na brudnym, punkowym riffie w połączeniu z powtarzającymi się wersami w śpiewie Caleba sprawia, że głowa sama zaczyna podrygiwać w rytm muzyki. Idealnym zagraniem zespołu wydaje się być wypuszczenie “Wait For Me” jako drugiego singla promującego album. Ciężko znaleźć na “Mechanical Bull” bardziej klimatyczną, balladową sielankę. Utwór ten na pewno znajdzie miłośników wrażliwej strony braci Followillów. “Family Tree”, jako inspirowana blues rockowym graniem opowieść o nieszczęśliwej miłości, na tle innych kompozycji prezentuje się zaskakująco dobrze. Całości dopełnia zamykający płytę “On The Chin”. Ostatnie cztery minuty albumu to istota delikatności i liryczności Kings of Leon.


Po czternastu wspólnie spędzonych latach grania, bracia Followillowie nadal mają przepis na to jak nagrać nowoczesną oraz klimatyczną płytę. Cieszy ewolucja brzmieniowa, którą na pierwszy rzut oka można dostrzec w każdej z 11-tu kompozycji. Choć KoL już dawno przestali być typowym dla muzyki indie rock zespołem, który charakteryzuje się surowością i prostotą dźwięku, ich najnowsze dzieło jest jeszcze bardziej wyraziste, czuć w nim muzyczną przestrzeń. “Mechanical Bull” to zdecydowanie jedna z najbardziej wyczekiwanych i interesujących propozycji muzycznych tego roku. Nie dziwi więc wysoka jakość kompozycji, które serwuje nam kwartet z Tennessee. Najświeższy produkt Kings of Leon to nie tylko pozycja obowiązkowa dla fanów zespołu, ale także dla współczesnego słuchacza muzyki rockowej, gotowego na mieszankę tego co znane z tym, co wyznacza aktualne muzyczne trendy.