WYWIADY

System of a Down – Serj Tankian – Najważniejszą rzeczą dla mnie zawsze było podążanie za własną muzyczną wizją

Po bardzo pracowitym okresie wakacyjnym (dwie wydane płyty, z których jedna to kompletna symfonia), Serj Tankian powrócił do Polski na dwa koncerty ze swoim udoskonalonym projektem “Elect The Dead Symphony & Orca”. Po raz pierwszy mogliśmy być świadkami koncertu rockowego artysty, który był tak naprawdę spektaklem podzielonym na cztery akty. W warszawskiej Sali Kongresowej miałem okazję porozmawiać z Serjem na temat jego kariery solowej, reaktywacji System of a Down, ale także o tym, co nie związane ściśle z muzyką.

Łysy z Wyrockiem: Kiedy zaczęła się twoja fascynacja symfonią?
Serj Tankian: Kiedy po raz pierwszy Orkiestra Symfoniczna Filharmonii w Auckland zainteresowała się współpracą ze mną. To było bodajże w 2007 lub 2008 roku. Byłem wtedy w trasie z moim pierwszym solowym albumem “Elect The Dead”. Spotkałem akurat przyjaciela z Nowej Zelandii, który powiedział: “Hej, dyrektor Orkiestry Symfonicznej Filharmonii w Auckland chce zrobić coś wspólnie z tobą. Może się z nim skontaktujesz?” To był więc pierwszy raz kiedy w ogóle zacząłem myśleć o tym, że mogę pracować z orkiestrą i pisać muzykę symfoniczną. Następnie, doświadczenie wynikające z przygotowania występu na żywo, zaaranżowania od nowa wszystkich utworów z mojej pierwszej płyty sprawiło, że stałem się bardziej kompetentny jeśli chodzi o pisanie muzyki dla orkiestry. Robiłem podobne rzeczy na “Imperfect Harmonies”, mieszając elementy symfoniczne z rockiem, czego efektem było unikalne brzmienie, którego od dawna poszukiwałem. Skupiłem się wtedy w całości na komponowaniu symfonii. I tak właśnie powstała “Orca”.

ŁzW: Występujesz na żywo z lokalnymi orkiestrami. W Warszawie i Gdańsku akompaniować będzie ci Królewska Orkiestra Symfoniczna. Współpraca z tyloma ludźmi na scenie wydaje się być bardzo trudnym zadaniem. W jaki sposób podchodzisz do prób? Masz wystarczająco dużo czasu na nie przed koncertem?
Serj: Mamy dwa pełne dni na zgranie się i próby dźwięku zanim zacznie się show. Zwykle taka ilość czasu w zupełności wystarcza. Czasem mam to szczęście, jak w przypadku koncertu w Polsce, że orkiestra spędza dodatkowy czas na próby z dyrygentem zanim jeszcze dotrę na miejsce. Uwierz, wtedy moja robota jest znacznie łatwiejsza (śmiech). Kiedy wchodzę na próbę, oni po prostu zaczynają grać i wszystko brzmi całkiem przyzwoicie. Najważniejsze, że mogę skupić się tylko na drobnych korektach zamiast budować cały występ od zera. Posiadanie większej ilości czasu zawsze pomaga. Z jednej strony jest to wyzwanie, ale z drugiej, pozwala na dostrzeżenie zarówno mocnych, jak i słabych stron orkiestry. Wiesz, każda kultura ma swój unikalny, odrębny głos wykonując ten sam materiał, ten sam rodzaj muzyki.


ŁzW: Ostatni raz grałeś symfonicznie w Polsce tu w Warszawie, w czerwcu 2010r. Zapamiętałeś coś z poprzedniej wizyty w naszym kraju?
Serj: Oczywiście, że pamiętam, ponieważ mieliśmy próby z Polską Orkiestrą Radiową, tak się przynajmniej wtedy nazywali. Wszyscy byli bardzo młodzi, utalentowani. Długo zajęło im nauczenie się materiału z “Elect The Dead Symphony”. Jednak, kiedy już zaczęli grać, robili to z wielką pasją i sercem. Występowaliśmy wtedy w Parku Sowińskiego, w czymś co było rodzajem amfiteatru. Otwarta przestrzeń nie jest najlepszym miejscem dla orkiestry, ale mimo to było wspaniale. Przyszło bardzo dużo ludzi, z tego co pamiętam kilka tysięcy. To był naprawdę niezapomniany show.

ŁzW: A kiedy słyszysz słowo Polska, co pierwsze przychodzi ci na myśl? Masz może jakieś konkretne wyobrażenie na temat tego kraju i jego mieszkańców?
Serj: Jest ich kilka. Po pierwsze, jest bardzo dużo polskich Amerykanów. Obywatele o polskich korzeniach to ogromna społeczność w Stanach, zwłaszcza na wschodnim wybrzeżu i środkowym zachodzie. Po drugie, historia tego kraju, która przypomina mi o podobnych losach Armenii. Zawsze byliśmy polem bitwy między różnymi imperiami. Byliśmy podbijani przez Rzymian, Czyngis-Changa, Persów, a także Turków Osmańskich, co jest nie tak odległą sprawą. Moja ojczyzna znajduje się w takiej części świata, gdzie od zawsze mieliśmy przejebane. Polska podzieliła cierpienie Armenii w historii współczesnej za sprawą Niemiec i Rosji. W zasadzie nie tylko wy, także Ukraina i wiele innych państw. Wreszcie po trzecie, kojarzę waszą sztukę. Mógłbym przytoczyć ci nazwiska ulubionych polskich kompozytorów, gdybym tylko umiał je wymówić. Kiedy myślę o danym kraju, zwykle skupiam się na jego historii i położeniu geograficznym. Mam całkiem sporą wiedzę jeśli chodzi o Polskę, ponieważ byłem tu już kilkakrotnie. Wiem co mogę myśleć o ludziach, których tu spotkałem i przed którymi występuję. To nic innego jak tylko kwestia doświadczenia.


ŁzW: A czy miałeś do tej pory okazję żeby trochę pozwiedzać Warszawę?
Serj: Tak, przeszedłem się trochę po Starym Mieście. Byłem także w Łodzi z System of a Down półtora miesiąca temu. Przybyliśmy tu na dzień przed rozpoczęciem prób. Ponieważ nocą zwykle miewamy wolne, poszliśmy więc na naprawdę miły spacer spędzając razem czas i podziwiając uroki miasta, tego w jaki sposób zostało skonstruowane.


ŁzW: Przeczytałem bardzo ciekawy komentarz w Internecie na temat twojego ostatniego koncertu w Rzymie. Jedna z fanek powiedziała, że każda piosenka i dźwięk symfonii był swego rodzaju przekazem. Jak zdefiniowałbyś to, co Serj Tankian przekazuje poprzez swoją muzykę?
Serj: Ciężko mi odszyfrować w jaki sposób moja twórczość jest odbierana przez fanów pochodzących z różnych kręgów kulturowych, ale i muzycznych. To co robię na scenie, to dawanie wskazówek i budowanie nastroju do tego, co chcę zaprezentować. Mam nadzieję, że wzbudza to w ludziach pożądane przeze mnie emocje, jednak nie mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić w jaki sposób powinna być odbierana moja muzyka, albo jak powinieneś się czuć słuchając jej.


ŁzW: Wydaje mi się, że właśnie to jest najistotniejsze, mnogość interpretacji…
Serj: Tak, to prawda. Są momenty, podczas których ludzie się śmieją. Zdarza się to nawet podczas poważnych chwil w trakcie występów, niekoniecznie podczas tych z orkiestrą. Ale uważam, że to jest właśnie ich osobista interpretacja tego, co czują i widzą w danej chwili. Na pewno jest to bardzo prywatne i uczuciowe. Zauważyłem, że koncerty z orkiestrą wzbudzają o wiele większe emocje niż rockowe show, które jest przecież potężniejsze brzmieniowo. Jednak, symfoniczne granie dociera do uczuć odbiorcy w odmienny sposób.


ŁzW: Od 2011r., powróciłeś ponownie do grania z System of a Down. Czy zaobserwowałeś jakieś zmiany, które nastąpiły wśród członków zespołu po 5-letniej przerwie?
Serj: Pewnie, bardzo dużo, w końcu każdy człowiek się zmienia. Muszę przyznać, że jako zespół jesteśmy lepsi niż kiedykolwiek byliśmy. Według mnie to całkiem zabawne. Po prostu wróciliśmy do wspólnego grania i nagle wszystko brzmi lepiej, cieszymy się z wspólnie spędzanego razem czasu. Przez te trzy lata od reaktywacji graliśmy dwie trasy w Europie, jedną w Stanach, na wschodnim i zachodnim wybrzeżu. Byliśmy w Południowej Ameryce, Australii, Nowej Zelandii, Kanadzie, Meksyku. To bardzo interesujące doświadczenie, które okazało się dużym sukcesem.

ŁzW: A jak z twojej perspektywy wygląda różnica pomiędzy koncertowaniem z Systemem, a solowo?
Serj: Nie powiedziałbym, że chodzi tu o różnicę między Systemem, a projektem solowym. To bardziej kwestia odmienności rocka i orkiestry. Kiedy gram solowo z wspierającą mnie grupą FCC (Flying Cunts of Chaos) to wciąż jest osadzone w rockowych ramach, zbliżonych raczej do tego co prezentujemy z Systemem. Tak naprawdę, instrumentarium robi ogromną różnicę. Jednak, ostatecznie w obu przypadkach cały czas chodzi o wyjście na scenę, oddziaływanie na publiczność i granie najlepiej jak tylko się potrafi, profesjonalnie i z pasją. Mam nadzieję, że to co robię, w jakiś sposób inspiruje ludzi, ponieważ właśnie za to odpowiedzialny jest artysta. Trzeba po prostu wyjść do ludzi, wywołać uśmiech na ich twarzach, nastawić na pozytywne myślenie, poruszyć ich, pokazać, że dzięki muzyce wszystkie te emocje są możliwe. Ja sam obserwuję to przez cały czas.


ŁzW: Myślałeś kiedyś o wpleceniu elementów symfonicznych do utworów SOAD?
Serj: Tak, myślałem o tym. Ponieważ jestem zajęty działalnością solową, nie rozmawiałem o tym z chłopakami z zespołu. Myślę, że to mogło by być bardzo interesujące wyzwanie, ze względu na szybkie tempo i dynamikę utworów. Nie chciałbym robić tego tak jak Metallica, gdzie zespół gra w tradycyjny sposób, a orkiestra znajduje się za nimi. W moim odczuciu, powinno to się odbyć bez uczestnictwa kapeli. Właśnie dlatego nie wiem, czy w przypadku Systemu ten pomysł by wypalił, i czy reszcie chłopaków przypadł by do gustu. Jestem zwolennikiem zastępowania zespołu orkiestrą, która pełni rolę wspierającą frontmana. Stopa perkusyjna, bas i gitara działają na tak dużych częstotliwościach, że zabiłbyś piękne orkiestrowe brzmienie grając razem z nią. Według mnie orkiestra zamienia się wtedy w wielki syntezator znajdujący się za bandem. Nie na tym polega piękno symfonicznego koncertu. Gdybyśmy tego jednak dokonali, musielibyśmy grać akustycznie, z Johnem na instrumentach perkusyjnych, co zmieniłoby kompletnie brzmienie System of a Down. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby zrobić to w inny sposób.


ŁzW: To bardzo ciekawy punkt widzenia. Jako kompozytor, postępujesz według ściśle określonych zasad? Najpierw piszesz teksty, czy może muzykę?
Serj: Jeśli mówimy o komponowaniu pod orkiestrę, nie myślę wtedy o słowach, ponieważ 90% tego co gramy jest instrumentalne, jak w przypadku “Orca”. Zwykle kwestiami tekstu zajmuję się pod koniec. Tworzę także własną poezję, którą czasem staram się integrować z muzyką kiedy piszę zwyczajne, rockowe utwory. Przeważnie jest tak, że najpierw generuję dźwięki, dopiero potem słowa.


ŁzW: Podczas twojej kariery brałeś udział w wielu projektach i sesjach nagraniowych innych artystów. Czy uważasz któryś z gościnnych występów jako specjalny, albo taki, który zapamiętałeś najbardziej?
Serj: Było tego bardzo dużo. Właśnie zakończyłem współpracę z Tech N9ne, raperem, bardzo dobrym MC. Jest jednym z najszybszych rytmicznych tekściarzy jacy istnieją. Uważam, że piosenka, którą zrobiliśmy razem jest naprawdę świetna (“Straight Out The Gate”). Pracowałem także z Wyclef Jean’em parę lat temu. Dopiero co zakończyłem utwór z DJ-em Bennym Benassim, który ukaże się w tym roku. Brałem udział w kolaboracjach z rockowymi arystami, czego w sumie można się spodziewać. Razem z Markiem Streitenfeldem oraz Mike’m Pattonem nagraliśmy ścieżkę dźwiękową do filmu “Bird’s Eye”, w którym grał Leonardo DiCaprio. To było dla mnie wyjątkowe. Bardzo lubię udzielać się w tych obszarach muzycznych, z którymi nie jestem kojarzony. Jest to zdecydowanie bardziej interesujące.

ŁzW: Skupmy się zatem na twoich ostatnich dokonaniach. “Orca” jest albumem, który przybiera formę klasycznej symfonii. Czy to jest kierunek, w którym będziesz zmierzał w przyszłości?
Serj: Nie mam pojęcia. Przyszłość nie istnieje (śmiech). Nie wiem co będę robił za jakiś czas. Skupiam się tylko na tym co stworzyłem do tej pory i czym obecnie się zajmuję.


ŁzW: Z kolei “Jazz-Iz Christ”, obfitujący w szeroki wachlarz jazzowych brzmień, pokazuje wiele aspektów twojej muzycznej wszechstronności. Co było inspiracją do nagrania tego albumu?
Serj: Przez lata pisałem różne rodzaje muzyki. Mogę jednak realizować ją w określonej ilości. Niestety, zawsze jest tak, że tworzę więcej niż mogę wydać. “Jazz-Iz Christ” jest kombinacją progresywnego jazzu i fusion, które napisałem w ciągu wielu lat. Pewnego dnia po prostu spojrzałem na kolekcję tych utworów i pomyślałem, że teraz warto by zebrać moich muzycznych przyjaciół grających jazz, którzy je uzupełnią. I tak właśnie zrobiłem. Wysłałem materiał, oni nagrali swoje partie, następnie dokonałem masteringu w moim studiu. Chciałem także zrealizować inne pomysły, więc poprosiłem o przesłanie mi ich kompozycji. Dzięki temu powstał bardzo kolorowy, zróżnicowany album jazzowy, który jest jedynym rodzajem jazzu jaki chciałem kiedykolwiek nagrać. Gdybym stworzył tę płytę wyłącznie w jednym stylu, np. klasycznym, to też byłoby w porządku. Czasem ludzie pytają mnie: “Muzyka rockowa, którą grasz nie jest tak do końca rockiem, prawda?” Idąc tym samym tokiem myślenia, mogę stwierdzić, że mój jazz nie jest tylko i wyłącznie jazzem. Czemu miałby być? Nie widzę innej metody na tworzenie nagrań jak tylko w taki sposób, by były jak najbardziej barwne, a przy tym posiadały flow. Album musi być zrobiony tak, aby dało się go odsłuchać od początku do końca. Co nie znaczy, że nie może zawierać w sobie szerokiego spektrum różnych jazzowych gatunków.

ŁzW: Przykład twojej kariery jest dowodem na to, że poprzez odpowiednią motywację i ciężką pracę można spełniać własne, artystyczne marzenia. Jaką radę dałbyś młodym muzykom, którzy próbują znaleźć własne miejsce na muzycznym rynku?
Serj: Najważniejszą rzeczą dla mnie zawsze było podążanie za własną muzyczną wizją. Szczerze mówiąc, to czy ludzie to polubią, czy nie, nigdy nie miało dla mnie większego znaczenia. Akceptacja oczywiście jest bardzo pomocna dla artysty, dzięki temu możesz tworzyć to co twoja “muza” ci podpowiada. Jest wielu ludzi zarabiających na chleb poprzez muzykę, którzy tworzą to co ludzie chcą usłyszeć. Uważam, że nie ma w tym nic złego. Praca z reżyserem nad ścieżką dźwiękową do filmu jest właśnie tego rodzaju zachowaniem. Jednakże, reprezentuję szkołę o nazwie “Rób to, na co masz kurwa ochotę” przez 20 lat. Dlatego z zadowoleniem przyjmuję ograniczenia. Dzięki nim jestem w stanie stworzyć coś naprawdę pięknego i kreatywnego w bardzo krótkim czasie. To do czego zachęcałbym artystów to właśnie podążanie za własną muzyczną wizją kiedy tylko się da i nie negocjowanie z nikim autorskich pomysłów. Ważne jest też żeby posiadać dobrą etykę pracy, jak w każdym biznesie. Nie ma znaczenia, czy jesteś muzykiem, czy innego rodzaju artystą. Musisz wstawać każdego dnia z myślą o pracy i o tym, aby być najlepszym w tym co robisz w maksymalnym stopniu. Bez wykręcania się usprawiedliwieniami. To, że w porównaniu do gościa z Wall Street możesz być naćpany, nie znaczy, że nie musisz pracować tak samo ciężko jak on.


ŁzW: Serj, dziękuję ci bardzo za rozmowę.
Serj: To ja dziękuję.