RECENZJE

Status Quo – The Frantic Four’s Final Fling Live At The Dublin O2 Arena

Jeśli się nie mylę, o Status Quo w Polsce usłyszeliśmy pierwszy raz dopiero w latach 80-tych, za sprawą Listy Przebojów Radia Trzeciego autorstwa Marka Niedźwieckiego. Jak przez mgłę pamiętam czasy mojego dzieciństwa i flagowy hit „In The Army Now” trzeszczący ze starego Grundiga. Formacja, która jest prawdziwą rockową instytucją w rodzimej Anglii, u nas głównie utożsamiana jest jedynie ze wspomnianym wyżej numerem, przez co często złośliwi przypinają im łatkę zespołu one hit wonder. A przecież Status Quo bez wątpienia jest kapelą wielkiego formatu. Za sprawą ponad 60-ciu autorskich kompozycji ustanowili na Wyspach rekord pod względem utworów umieszczonych na listach przebojów jednego kraju. Swoją przygodę ze sceną rozpoczęli już w 1962r. Jak wiadomo, na przestrzeni tylu lat bywały wzloty i upadki, wielkie triumfy, ale też sądowe bitwy i wzajemne napełnianie przez artystów czary goryczy. Po 42 latach wreszcie przyszedł czas dla estradowych rzemieślników, by realnie pomyśleć o zasłużonej emeryturze. Jednak, nazywając się Status Quo, nie można tak po prostu odejść bez pożegnania. Zarejestrowana w dublińskiej O2 Arena koncertówka to ostatnia z możliwych okazji do konfrontacji z gigantem rocka w najlepszym składzie.

W przypadku tego typu wydawnictw ciężko podchodzić w sposób krytyczny zarówno do artystów, jak i samej muzyki. Materiał z pamiętnego koncertu zajął aż dwie płyty CD, na których znajdziemy łącznie 19 utworów. Fakt, w odniesieniu do bogatego dorobku to i tak za mało, żeby dokonać obiektywnej oceny Status Quo. Występ w Dublinie ma przede wszystkim wartość sentymentalną i jest prezentem pamiątką dla fanów, którzy przez długie lata wiernie trwali przy projekcie Lancastera i Rossiego. O dziwo, na koncertowej setliście nie znajdziemy wspomnianego już przeze mnie „In The Army Now”. Widać muzycy nie uważają tego utworu za tak ważny, by grać go podczas swojego ostatniego występu na żywo. Z ponad 31 studyjnych płyt zostały starannie wyselekcjonowane wyłącznie te kompozycje, które oddają w pełni jedyny w swoim rodzaju styl zespołu, a także weryfikują doskonałą, mimo podeszłego wieku, formę kwartetu. Panowie są bezbłędni, wciąż młodzi duchem i niewymuszenie czerpią energię ze wspólnego przebywania na scenie. Przecież nie mogło być inaczej. Perspektywa pożegnalnego koncertu najwyraźniej zmotywowała muzyków do tego, by raz na zawsze zapomnieć o demonach przeszłości i ten jeden, ostatni raz zagrać prosto z serca, wspinając się na absolutne wyżyny swoich umiejętności. Od akordów otwierających „Junior’s Wailing” aż po finalne takty w „Bye Bye Johnny” Status Quo serwują nam tłustą i niesamowicie sycącą rockową strawę, z której wylewa się nadzienie pod postacią szczerych emocji i profesjonalnej gry.


Trudno wyobrazić sobie godniejsze pożegnanie z legendą światowego rocka niż to za sprawą „The Frantic Four’s Final Fling”. Brytyjska ziemia w latach 60. ubiegłego wieku zrodziła formację, która teraz schodzi ze sceny niepokonana, robiąc miejsce dla młodszego pokolenia. W dziedzinie muzyki każdy kraj posiada swoich weteranów. U nas sztandar dzielnie niosą choćby Maryla albo Perfect, Anglicy zaś chwalą się Stonesami (tych czas się nie ima) i właśnie Status Quo, który teraz na pewno stanie się instytucją narodową. Nikogo nie powinno to dziwić. Panowie Rossi, Parfitt, Lancaster i Coghlan napisali wspólnie spory kawał historii. Dziękujemy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *