WYWIADY

Curly Heads – Dawid Podsiadło i Oskar Bała – Będziemy popularni na całym świecie

Tegoroczne Święto Róży w Kutnie zdominował prawdziwie rockowy wygar. A skoro mówi się, że nie ma róży bez kolców, występ Curly Heads na festiwalu nie powinien być dla nikogo zbytnim zaskoczeniem. Przedkoncertowa krzątanina nie przeszkodziła muzykom, którzy chętnie odpowiedzieli na kilka pytań. Zapraszam do rozmowy z Oskarem Bałą i Dawidem Podsiadło.

Łysy z Wyrockiem: Oglądaliście mecz naszych z Niemcami?
Dawid Podsiadło: Tak!
Oskar Bała: Nie…


ŁzW: To w końcu jak?
Dawid: Dopiero od drugiej połowy, bo wcześniej graliśmy koncert. Szkoda, ale to chyba był przypadek. Prawie mieliśmy dobry wynik. Remis był na wyciągnięcie ręki.
Oskar: Piłka nożna nigdy nie jest przypadkiem. Nieważne, czy dobrze gramy, czy nie. I tak ostatecznie przegrywamy.
Dawid: To tylko takie żarciki. Przecież świetnie graliśmy… (śmiech). 2:2 było w naszym zasięgu, no ale ten Götze… On w ogóle nie powinien grać w piłkę. Jest już za stary (śmiech).


ŁzW: Mimo wszystko naszej kadrze wiedzie się całkiem nieźle, podobnie jak Curly Heads. Dużo koncertujecie, podróżujecie. Jak Wam mija ostatni rok? Macie trochę czasu na odpoczynek?
Oskar: Pewnie, że mamy.
Dawid: Mamy czas na odpoczynek, mamy też czas na pracę. Wszystko jesteśmy w stanie pogodzić. Moim zdaniem, zasuwamy i relaksujemy się jednakowo dobrze.


ŁzW: Czy któryś z ostatnio zagranych koncertów był dla Was szczególny?
Dawid: Eee, chyba nie…


ŁzW: Nawet Woodstock?
Dawid: No wiesz, my tego nie kategoryzujemy. Każdy koncert jest w jakiś sposób wyjątkowy.
Oskar: A to dlatego, że lubimy to, co robimy.
Dawid: Ale tak, żeby jeden wybrany koncert miał zmienić nasze życie, to chyba niekoniecznie.
Oskar: Dodam do tego, co powiedział Dawid, że każdy koncert ma swój odrębny vibe. Dlatego kocham wszystkie występy i wszystkie miejsca, w których gramy. Nawet jeśli gdzieś jest trochę gorzej i występujemy przed garstką osób.

ŁzW: W czerwcu TVP zarejestrowała Wasz występ na żywo dzięki cyklowi koncertów Made in Polska. Jakie doświadczenie można wynieść z takiego wyzwania, które powiedzmy szczerze, nie należy do najłatwiejszych?
Oskar: Ano takie doświadczenie, że bardzo dużo się człowiek dowiaduje o tym, jak głęboko można się zestresować.
Dawid: Oj taak… I potem jeszcze to zobaczyć. Wiesz, jak grasz najzwyklejszy koncert to generalnie każda emocja trwa chwilę, to mija i wszystko zostaje wyłącznie we wspomnieniach, wrażeniach, odczuciach zarówno przed, jak i po występie. Kiedy coś jest rejestrowane, masz niestety okazję zobaczenia i usłyszenia wszystkiego co zrobiłeś, źle lub dobrze. Na mnie to działa odrobinę deprymująco. Słyszę swój głos i wtedy zaczynam się zastanawiać, czy zawsze tak śpiewam, czy może czasami bywa lepiej.
Oskar: A mnie jest przykro kiedy oglądam ten koncert, bo widzę jak jedna z moich gitar upada i się łamie.

ŁzW: Duża strata. Mam nadzieję, że odwracalna…
Oskar: Generalnie pękła w paru miejscach, ale na szczęście jeszcze żyje.


ŁzW: Czytając inne wywiady z Wami można dowiedzieć się, że przyznajecie się do inspiracji takich jak np. Arctic Monkeys. To dlatego, że macie z tym zespołem dużo wspólnego?
Oskar i Dawid: Nie!
Oskar: My tego nie czujemy. Przynajmniej nie teraz.
Dawid: Kiedyś był taki okres, że chcieliśmy brzmieć właśnie tak, jak Arctic Monkeys.
Oskar: Ale ostatecznie przestaliśmy ich kopiować. Myślę, że ewentualne podobieństwo może wynikać z tego, że w zasadzie wszyscy w zespole kiedyś dużo słuchaliśmy ich muzyki, w różnych okresach swojego życia.
Dawid: To prawda. Kiedyś bardzo się nimi jaraliśmy! Ale jeżeli chodzi o ich historię, to w ogóle nie przywiązujemy do tego wagi.
Oskar: Mamy bardzo duży szacunek do tego, co robią…
Dawid: … do ich rozwoju, przemian wizerunkowych i muzycznych.
Oskar: W sumie, jest kilka takich zespołów, które stawiamy obok siebie, nie tylko Arctic Monkeys. Są jeszcze np. Queens of the Stone Age, The Strokes.


ŁzW: A gdyby ktoś nazwał Was polskim odpowiednikiem którejś z tych kapel, to byłby dla Was komplement czy w jakimś stopniu ujma?
Oskar: Zawsze jest to swego rodzaju komplement. Trudno jednak wartościować takie kwestie, bo każdy zespół jest inny. Porównanie, że ktoś jest kimś z innego kraju ujmuje nie konkretnie nam, ale polskiej muzyce w ogóle.
Dawid: No tak, bo po co mamy porównywać się do Zachodu, czy innych zagranicznych artystów, mówić, że jesteśmy tacy, jak oni? To znaczy tylko, że jesteśmy polską wersją tego zespołu, a w efekcie gramy prawie tak fajnie jak tamci. Nie, my jesteśmy Curly Heads i gramy super po swojemu. Możemy się oczywiście kojarzyć pozytywnie bądź negatywnie z tamtymi zespołami. Ostatecznie, takie porównanie traktowałbym jednak jako komplement. Myślę, że osoby, które używają takich określeń w naszą stronę robią to w dobrej wierze.


ŁzW: Pytam dlatego, że jak na polski zespół brzmicie dość nietypowo i właśnie bardzo zagranicznie. Myślicie, że Wasz styl może w pewnym stopniu otwierać furtkę na rynki zachodnie?
Oskar: Hmm, może gdybyśmy się bardzo postarali, to coś by z tego wyszło i pojawilibyśmy się za granicą. Wydaje mi się, że za nasze brzmienie odpowiada rozwój muzyki w ostatnich latach. Ludzie z naszego pokolenia, którzy teraz sięgają po instrumenty, sięgają też do inspiracji z dzieciństwa jakimi w większości były lub nadal są zagraniczne zespoły. Zupełnie inaczej niż kilkadziesiąt lat temu. Kiedyś nie było do wszystkiego dostępu tak jak teraz i wtedy polscy artyści inspirowali się innymi polskimi artystami.
Dawid: To prawda. Różnica w tym co teraz, a kiedyś jest kolosalna. Dawniej muza to była broń.
Oskar: A teraz nie musimy walczyć. Mamy dostęp do całego świata i nieważne, czy chcesz posłuchać muzyki z Bangladeszu, czy z Ameryki. Możesz mieć wszystko poprzez parę kliknięć.
Dawid: Wyciągając intencję z Twojego pytania czy będziemy popularni na całym świecie… Będziemy, ale to kwestia czasu!

ŁzW: Świetnie! Marzy się Wam jakiś międzynarodowy festiwal z udziałem Curly Heads?
Dawid: Mnie się nie marzy. Ja bym chciał grać wszędzie, gdzie tylko się da.


ŁzW: No dobrze, ale przed chwilą mówiłeś, że mierzycie wysoko.
Dawid: No tak, ale nic konkretnego nie miałem na myśli. Glastonbury – wiadomo, super sprawa. Ewentualnie Lollapalooza…
Oskar: Ale Dawid ma rację. Faktycznie, chcemy grać wszędzie.
Dawid: No przecież jak nas gdzieś zaproszą to nie powiemy: – Eeee, wolelibyśmy jednak Glastonbury (śmiech)!
Oskar: Jak macie do nich kontakt to dajcie im znać, ale u was na Lollapaloozie nie zagramy (śmiech)!


ŁzW: Panowie, jak na artystów grających rocka jesteście raczej poukładani i spokojni. Drzemie gdzieś w Was ten słynny rock and roll?
Oskar: Mamy w sobie rock and rolla, ale nie takiego tradycyjnego i staroświeckiego sex, drugs itd.
Dawid: Legendarni raczej nie będziemy.
Oskar: Lubimy się bawić, lubimy imprezy, ale pazur pokazujemy na scenie.
Dawid: Oj tak, wtedy mamy to w sobie, tego zwierza! Ale poza sceną po co?
Oskar: Wszyscy zdajemy sobie sprawę z niebezpieczeństw, które na nas czyhają.
Dawid: Z drugiej strony, ludzie mogliby pomyśleć sobie, że nie jesteśmy miłymi osobami. A my tego nie chcemy, bo przecież fajne z nas chłopaki. Nie ma co cudować.


ŁzW: A jakby mogła wyglądać Wasza biografia za, powiedzmy, 40 lat?
Dawid: Łooo, to się jeszcze zobaczy (złowieszczy śmiech)!
Oskar: Byli mili, byli fajni, fajnie grali, pojechali do Ameryki…
Dawid: … i się zmienili.


ŁzW: I sodówa uderzyła. A gdybyście wyłysieli, to co z nazwą zespołu?
Dawid: Zostaje. To jest tak jak np. z zespołem Perfect. Jak jesteś perfect, to całe życie musisz taki być. A potem, nawet jak już nie wiadomo, czy nadal taki jesteś to ludzie wciąż myślą, że tak, bo nazwa została. Albo Budka Suflera, ale to już chyba zły przykład… (śmiech)!


ŁzW: Dawid, Twoja płyta tuż tuż. Co z resztą chłopaków jak ruszysz w trasę? Będą tęsknić?
Dawid: Oni tam już ostro kminią. Myślę jednak, że mój powrót to tak naprawdę kwestia chwili.


ŁzW: No dobra, w takim razie zmieniam kierunek. Oskar, co będziecie robić?
Oskar: Ja będę się widywać z Dawidem przynajmniej raz w tygodniu.
Dawid: Prywatnie to oczywiste, że będziemy się spotykać.
Oskar: Co nie zmienia faktu, że i tak będziemy z Dawidem pracować.
Dawid: Muzycznie i nie tylko, bo będziemy z Oskarem razem w radiu.
Oskar: Generalnie, każdy z muzyków Curly Heads ma swoje nadzieje, plany i twórcze aspiracje, zarówno własne, jak i z wykorzystaniem znajomości, które sobie zdobyliśmy na przestrzeni czasu.
Dawid: Jest kilka otwartych furtek. Myślę, że chłopaki spokojnie sobie ze wszystkim poradzą.

ŁzW: Oskar, zrobiłbyś chętnie jakiś ciężki projekt? Kiedyś przez długi czas inspirowałeś się metalowym graniem.
Oskar: Jasne, że tak! Bardzo chętnie.
Dawid: Daj spokój. Gdybyś teraz posłuchał jego własnych kawałków…


ŁzW: Nie da się słuchać?
Dawid: Da się, ale to bardziej takie pipipi albo lajlajlaj. Bardziej do kościoła niż na Woodstock. Oskar to teraz jest złoty chłopiec.
Oskar: To są bardziej historie idące w elektronikę. Dawno nie robiłem czegoś cięższego, ale czasem sobie jeszcze słucham i mam do tej muzyki wielki sentyment.


ŁzW: Świat jest przewrotny. Żeby rockandrollowcy byli tacy grzeczni…
Oskar: Niektórzy chyba się za bardzo starają, żeby wyglądać na bad boyów.
Dawid: O, dokładnie! Lepiej prywatnie być spokojnym, a na scenie robić ogień, niż cudować
i pajacować za sceną, a podczas koncertu być cieniasem.


ŁzW: Dawid, wracasz do chłopaków po solowym projekcie i co dalej?
Dawid: Na pewno będzie druga płyta. Chociaż nie wiadomo jeszcze do końca, czy po moim solowym projekcie od razu wrócimy wszyscy do Curly Heads, czy może w międzyczasie urodzi się coś innego.
Oskar: Nie wiadomo jak się wszystko nam ułoży i jak wpasujemy się w różne przestrzenie czasowe.
Dawid: Nie tylko czas wchodzi w grę, ale też to, co będziemy chcieli dalej robić. Jeżeli po czasie mojej nieobecności będziemy gotowi z mnóstwem nowego materiału i energii, wtedy znowu będzie bunt i krzyk. A może wyjdzie zupełnie inaczej. Mamy przed sobą jeszcze całe życie i dużo pomysłów.


ŁzW: Panowie, dziękuję Wam bardzo za rozmowę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *